Jaki procent „szefów” potrafi udzielić reprymendy
Ciekawa byłaby ankieta wskazująca, jaki procent „szefów” potrafi udzielić reprymendy (bo przecież często jest to konieczne) w sposób delikatny i wyrazisty (trzeba umieć stopniować słowa krytyki). Jak słychać, szefowie z nowego naboru nawet nie wiedzą, że niezbędne jest wygłaszanie takich „recenzji” na osobności, nie przy kolegach i broń Boże klientach! Przecież nie o to chodzi, by pracownika poniżyć, zdenerwować czy psychicznie zniszczyć, lecz o to, by mu wytłumaczyć, jak powinien postępować. Ważny jest nawet ton głosu, bo to ma być „wykład”, a nie prymitywna awantura, która nie ma sensu nawet przy wyrzucaniu kogoś z pracy.Na drugim biegunie są tacy kierownicy (prezesi, dyrektorzy), którzy ani myślą się denerwować, udzielając nagan i zwalniając z pracy. Wyszukują oni sobie specjalnych pośredników do załatwiania przykrych spraw są to zazwyczaj zastępcy, kierownicy działów. Dzięki temu życie takiego szefa staje się lżejsze, ale nikomu to nie wychodzi na zdrowie. Oczywiście w wielkich przedsiębiorst wach jest to konieczne, ale już w średnich nie. Trudno, jeśli się chce być szefem, trzeba brać na siebie nie tylko przyjemności. Ten system jest zresztą dowodem braku doświadczenia. Wiadomo, że na niższym szczeblu powiedziane to będzie tak: „Szef kazał mi cię solidnie ochrzanić…” i tak dalej. Niewiele z tego korzyści, poza osobistym przekonaniem, że jestem „dobrym wujciem”.