Wczasowi mówcy
Ci wczasowi mówcy bywają utrapieniem pilotów i opiekunów grup. Pod ich adresem sypie się najwięcej uwag, bowiem przywykliśmy wszelkie, nawet drobne niedogodności powierzać komuś „urzędowemu”. Starą tradycją polskich organizatorów wczasów, a nawet biur podróży, była zasada opieki nad urlopowiczem jak nad niedorozwiniętym dzieckiem. W wielu wypadkach żądano przybycia z całej Polski do Warszawy „na zbiórkę” po to, by przejechać autokarem czy pociągiem przez Śląsk lub Kraków, skąd pochodziła część wyjeżdżających. I oto mamy rezultaty: rodacy wierzyć nie chcą, że za granicą biuro sprzedające wycieczkę daje do ręki bilet lotniczy (paszport ma każdy, to nikogo nie obchodzi), a w mieście docelowym należy odnaleźć przed budynkiem lotniska stoisko odpowiedniej firmy, która wskaże hotel. „To za co ja płacę?” rozpaczają ci złotouści…W warunkach urlopowych uwidaczniają się często złe cechy, ludzie pozbawieni zwykłego uzależnienia od jakichś układów zaczynają zachowywać się kompromituj ąco.